sobota, 12 kwietnia 2014

FULL TIME: Czas pożegnań

Kilkadziesiąt sekund radości. Kilkanaście minut wiary, zakończonej gwizdkiem sędziego, oznaczającym koniec przygody Manchesteru United w Lidze Mistrzów. Najsmutniejsza chwila tego sezonu. Nadzieja, na "coś niesamowitego" zniszczona, a w głębi czuć tylko pustkę. Jednak, mimo wszystko duma przezwycięża wszystkie negatywne uczucia, gdyż "Czerwone Diabły" pokazały charakter i wolę walki, stawiając godnie czoła Bayernowi Monachium. Jest to pożegnanie z Ligą Mistrzów na pewien czas, lecz przede wszystkim pożegnanie naszego Kapitana, który rozegrał swój ostatni mecz w tych rozgrywkach z "Diabełkiem" na piersi. 


Od czasu meczu próbuję zebrać myśli, by wykreować ciekawy tekst, ku pokrzepieniu serc. Nie jest to łatwe, gdyż mimo, że emocje już opadły, wspomniana pustka dalej została. Koniec z pesymizmem, smutkiem i ciągłym dołowaniem się, tak musiało być, trzeba się z tym pogodzić. Zaczynamy nowy rozdział w klubie, budując nowy zespół na czele z Davidem Moyesem. Opinie o tym, że to jego wina, że Manchester przegrał z Bayernem, wychodzi z poza kanonu absurdu. Nie ma mowy o ślepej wierze w Szkota, a o sam fakt, że zrobił wszystko co było do zrobienia w tym meczu. Przygotował jak na obecną kadrę, świetną wyjściową jedenastkę, która narobiła Bayernowi problemów. Taktyczną walkę wygrywał niestety tylko do 59 minuty.  Niestety? Może nawet i stety. Czy wyobrażaliście sobie, że przez tyle minut Bayern na Allianz Arenie nie będzie w stanie zdobyć bramki ze "słabiutkim" Manchesterem United? Przecież mieli zostać zrównani z ziemią przez Bawarski Walec. Szkot nie jest sztuczny i szczerze troszczy się o drużynę, niestety zostaje nam pokazany czasem całkiem inny obraz niż jest naprawdę. Nie zamierzam zbytnio gloryfikować Moyesa, bo Bayern jest inną drużyną niż sezon temu, ale podołał niełatwemu wyzwaniu. Mam jedynie pretensje za zbyt późne zmiany, podczas gdy Guardiola czynnie działał i wprowadzał nowych zawodników, David Moyes rozpoczął zmiany od 74 minuty, przy wyniku 2-1 na korzyść gospodarzy. Rozumiem, że Wayne jest liderem zespołu, ale przez swoją kontuzję rozegrał bardzo słaby mecz i to jego Szkot powinien zmienić na Hernandeza w granicach około 60 minuty. Mimo porażki David dał z siebie wszystko i dalej uważam, że czas mu się należy. Wierzę, że jest "The Chosen One" i nie prędko się pożegnamy z tym panem.

Wróćmy do początku. Pierwsza połowa w wykonaniu United, była naprawdę dobra. Graczom Bayernu utrudniono dostęp do bramki na tyle, że wszystkie strzały w stronę bramki De Gei były albo niecelne albo za słabe (podobnie było w pierwszym meczu). Manchester spokojnie szukał swoich szans, a gdy już takie nadchodziły, były one natychmiastowo partaczone. Mieć czy nie mieć pretensji do Rooneya, oto jest pytanie. Usprawiedliwieniem ma być kontuzja, która jednak nie zmienia faktu, że powinien się dużo, dużo lepiej się zachować gdy wbiegał w pole karne Bayernu. Miał kilka opcji: albo oddać strzał, gdy obrońcy go jeszcze nie atakowali (zamiast w nich strzelać) lub po prostu podać piłkę na lewo do Kagawy, który znajdował się w idealnej pozycji by spróbować uderzyć na bramkę. Wielka, wielka szkoda, zważając na fakt, że Wazza prawdopodobnie przez kontuzję stopy kończy sezon 2013/14. Roo, Wielkie Dziękuję za wkład w tę kampanię.


Defensywa United spisała się i tego samego oczekiwano od nich w drugiej połowie. Fenomenalny Smalling i Jones. Ten drugi kolejny raz wykonał bardzo dobrze swoje zadanie na prawej stronie obrony (mimo, że jest środkowym obrońcą), utrudniając Ribery'emu grę. Co powiedzieć o lewej stronie? Dobra w ofensywie, słaba w defensywie. Po 57 minutach bezbramkowej gry nastała chwila, gdy po dośrodkowaniu Valencii (nie wiem czy zamierzone było podkręcenie piłki na wolne pole, czy nie, ale miazga), z hukiem z woleja piłkę uderza Evra. Idealna trajektoria lotu piłki i GOOOOL! Chyba każdy domyśli się ile radości kibicowi United przyniosła ta bramka. Euforii nie da się opisać! Powtórzyły się myśli z przed roku po samobójczym golu Ramosa, "teraz już musimy to wygrać i awansować". Tak było przez 73 sekundy. Guardiola nie zdążył dać swoim zawodnikom wskazówki, a ci błyskawicznie wykorzystali moment dekoncentracji Manchesteru. Akcja - reakcja. Bramka Evry, dała znak Bawarczykom, że zaczynamy grę.  Amok obrony, kosztował utratę bramki. Potem było już tylko gorzej, kolejne błędy, kolejne bramki. Nie potrafię zrozumieć jednego. Chyba wszyscy wiedzą, że Robben zawsze schodzi do środka pola karnego zwodem z lewej. Wszyscy, ale nie nasz Pat. United nie potrafią zablokować dostępu do braki robiąc tzw. "autobusu", a otwarta gra skończyła się właśnie wynikiem 3-1. Zarówno Vidić jak i Evra swoimi bramkami dali nam radości, a radości, żegnając się z United jak z Ligą Mistrzów z klasą.  


Minimalna powtórka z zeszłego roku. Uważam, że to zwykła przypadkowość, ale również ciekawy  i bolesny zbieg okoliczności. W zeszłym roku przed meczem z Realem, Manchester rozgrywał mecz na Old Trafford z Norwich i mecz ten zwyciężył 4-0. Następie 3 dni po tym meczu odpadają u siebie z "Królewskimi" (Wina Turka). W tym roku natomiast, zwycięstwo na wyjeździe z Newcastle 0-4, by później odpaść z Bayernem. Nie snuję teorii spiskowych, ale jak nieszczęsna historia w tych rozgrywkach lubi nam się powtarzać. Manchester pokazał ducha walki i udowodnił, że nie taki Bayern straszny jak go malują. Żegnamy się z klasą, dając światu znać, że kończy się pewien etap, by następnie powrócić i powitać nową erę z przytupem. Jestem z nich niezmiernie dumna i kibic Manchesteru nie ma powodu by nie kroczyć z podniesioną głową. Nigdy nie miał prawa mieć.


Nasza droga do Lizbony dobiegła końca, a zajście do ćwierćfinałów to i tak duży sukces w obecnym sezonie. Może i nie został powtórzony wyczyn Chelsea z 2012 roku, ale kolejny raz United udowodnili, że nigdy, ale to prze nigdy nie wolno ich lekceważyć. Czas przyjdzie i znów ujrzymy triumfujące "Czerwone Diabły". Jak to mówią "No pain, no gain", a od dna kto jak kto, ale Manchester United odbija się najlepiej. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, za opinię.