poniedziałek, 7 kwietnia 2014

FULL TIME: MATAdorzy

Oleee! Weekendowe zwycięstwo z hiszpańskim akcentem, prezentowane przez Manchesterowski kwartet w roli głównej. Pozytywny nastrój zostaje i oby nie minął po środowym starciu! Rewanż za grudniową porażkę na Old Trafford? Czemu nie, w dodatku z nawiązką! Zaliczka energii i motywacji na najbliższe spotkanie z Bayernem Monachium, to coś czego potrzebują United (w dodatku nasi rywale przegrali ligowy mecz z Augsburgiem 0-1, jednak nie w tym sęk, skoro już zapewnili sobie mistrzostwo). Niech passa ta trwa, a teraz czas na kilka słów o meczu.

Nastały bardzo dziwne czasy przez obecny sezon, kiedy to oglądanie meczu ligowego nie jest naszpikowane emocjami oraz niecierpliwym wyczekiwaniem na gwizdek sędziego, a obojętnością. Oczywiście, że zależy my mi wciąż na zwycięstwach jak i na dobrej grze naszych "Diabłów", jednak moja gotowość na mecz z jednej godziny zmieniła się w pięć minut. Niecierpliwość stała się spokojem oraz opanowaniem. Przyczyną tego jest najwyraźniej brak Manchesteru United w walce o tytuł. Pamiętacie w jakim sezonie mieliście "okazję" zastanawiać się kto powinien zdobyć tytuł, bo United nie ma na to szans, mając dylemat, któremu z rywali życzyć tego zaszczytu? Bardzo dziwne uczucie, które jednak da nam głód zwycięstwa. Trzeba walczyć do końca, bo "Czerwone Diabły" nie powiedziały ostatniego słowa.

Monotonny początek spotkania, z lekkim przytupem Newcastle, które szukało swojej szansy, pozostając jednak bezskuteczne. Gospodarze bez Yohana Cabaye nie byli tą samą drużyną, która zdołała wygrać na Old Trafford, grając tym samym ładną dla oka piłkę. Sobotni mecz nie budził emocji do czasu rzutu wolnego podyktowanego w 38 minucie. Około dwadzieścia metrów od bramki, piłkę układa Juan Mata.  Nie zamierza dośrodkowywać, odległość jest odpowiednia by pokusić się o strzał na bramkę. Przed samym strzałem miałam dobre przeczucia, że to może być "to". Medium! Juan Mata pakuje piłkę do bramki po znakomicie wykonanym rzucie wolnym! Co jak co, ale ten gol sprawił, że nie mogłam pozostać obojętna na jakąkolwiek celebrację. W dodatku moje serce zostało całkowicie stopione przez dwóch Hiszpanów z Manchesteru. Nie wiem czemu, ale na początku myślałam, że może Juan rzuci się w objęcia Moyesowi (deja vu z poprzedniego sezonu gdy Robin wyściskał tak sir Alexa po golu z Sunderlandem). Nie potrzeba słów, uśmiech sam pojawia się na twarzy. Kto chce przytulaska? 

Chemia między zawodnikami United była równie silna w trakcie spotkania, zwłaszcza pomiędzy ofensywną czwórką: Kagawa-Mata-Januzaj-Chicharito. Koncert wymiany podań i gry kombinacyjnej. Ze spokojem rozmontowali obronę Newcastle, dając swoim kibicom wynik 0-4. Niby rezerwowy skład, a tutaj takie granie. Im mniej oczekujesz, więcej zyskujesz? Chicharito oraz Shinji zdecydowanie zasługują na więcej boiskowego czasu i liczę, że taki dostaną w meczu z Bayernem (Kagawa od początku, Hernandez z ławki). Uśmiech i radość Chicharito po zdobytym golu, miód na moje serce. Meksykanin kolejny raz pokazuje, że mimo małej ilości występów bramki wciąż potrafi zdobywać (szkoda, że zmarnował idealną okazję po podaniu od Kagawy, uderzając w słupek). Trzeba wykorzystać potencjał zawodników jakich obecnie mamy i wracamy do gry. Rozumienie się Shinjiego i Juana na boisku, aż prosi by dać im grać razem. Problem, jak tu ustawić Matę i Kagawę za Rooneyem i van Persiem, tak by każdy czuł się dobrze na swojej pozycji? Rezygnacja za skrzydeł, tylko co wtedy z Januzajem?



No właśnie, Adnan Januzaj. Życzę, aby opaczność czuwała nad nim, bo to co młody wyprawia na boisku, nie mieści się w głowie,  że ma on dopiero 19 lat. Jeśli dalej będzie się tak rozwijał, unikając "tego co złe w piłkarskim świecie", ciężko pracując, to nie umiem sobie wyobrazić co Adnan może wyczyniać mając 23 lata. Liczyć trzeba na Wujka Giggsa! A swojego debiutu blisko był obiecujący wychowanek akademii  United, James Willson. Czas rozpocząć akcję "Pokolenie 2014"!

Podopieczni Davida Moyesa kontrolowali przebieg spotkania, jednak gdy Newcastle starało się zagrozić, na bramce stał Anders Lindegaard. Duńczyk zagrał fenomenalne spotkanie, a jego parady pozwoliły zachować czyste konto. Nie ma nic lepszego jak wykorzystanie danej szansy, najlepiej jak się tylko da.  Na środku natomiast "rządził" Fellaini. Kolejny mecz, kolejna wtopa. Gdy wydawać by się mogło, że Belg nabiera rozpędu i zaaklimatyzował się w drużynie, w tył zwrot i wracamy do punktu wyjścia. Łatwe straty, bezmyślne faule i tak w kółko od czasu meczu z Manchesterem City. Jeśli tak to ma wyglądać, to pomyślcie sobie, że Lars Bender kosztował o 7 milionów taniej niż nasz brutalny afro. 

Akumulatory naładowane, poziom motywacji miejmy nadzieję, że wzrósł (wolę dmuchać na zimne),  bo zaczynamy walkę o "być albo nie być".  Nie ma porównania między Newcastle a Bayernem, ale zwycięstwo to jednak zwycięstwo. Jeśli mecz z Olympiakosem przyprawił Was o zawały serca to w środę, będzie jeszcze ciekawiej. Najważniejsze to zagrać swoje, zdobyć bramki, nie dać się zdominować na podwórku rywala i awansować. Mission Impossible? Nie, nie ma niemożliwego, gdy grasz jak prawdziwy Manchester United. Nagłe przebudzenie? Miejmy nadzieję, że tak, bo byłby to doskonały moment, bo jest O CO walczyć. 

Zmieniamy trochę kurs prowadzenia bloga, gdyż nie samymi "pseudo felietonami" człowiek żyje. Otwieramy nowy cykl "LUŹNA GADKA". Co tam znajdziecie? Więcej faktów z historii, oraz teraźniejsze sprawy dotyczące United i ciekawostki.  Trzy w jednym!



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, za opinię.