Zgadza się, to dopiero początek. Nie jesteśmy jednak w połowie drogi do sukcesu (i tak bliżej niż dalej), ale tym remisem (szkoda, że nie zwycięstwo), podbudowane zostały nasze morale. Dawka pozytywnej energii oraz nadziei i wiary, które wypełniły serca kibiców, zawodników Manchesteru po meczu z Bayernem Monachium, dodają sił, bo jest o co walczyć na Allianz Arenie. Wkraczamy do jaskini lwa, po swoje. Nadzieja jest zawsze, a co z tego wyniknie? Póki co, mogę powiedzieć, że po wtorkowym meczu jestem dumna z postawy "Diabłów", ale co ja tam wiem, powinnam zacząć oglądać Curling (pozdrawiam Panie Przemysławie).


Postanowiłam, że nie będę przedwcześnie wychwalać zawodników, bo na to przyjdzie pora po meczu rewanżowym, mam nadzieję. Alex Buttner, stanął przed nie lada wyzwaniem jakim było zatrzymanie Robbena. Młody Holender wywiązał się ze swojego zadania, jednak niektóre jego interwencje były bezsensowe, nieprzemyślane, ryzykowne. Głównie wybijanie piłek. Pamiętam sytuacje, gdy chciał wybić piłkę z lewej strony boiska, uderzając nią dwa razy w Robbena. Mało by brakło, a zakończyło by się to szybką kontrą. Alex sam nawet przyznał, że obejrzał wiele materiałów z udziałem Robbena by lepiej się przygotować, cóż, udało się!
Bawarczycy mimo kilku bardzo groźnych akcji, zagrali słaby mecz. Ciągła pseudo Tiki Taka, mogła zanudzić (stres mi na to nie pozwolił), a za ponad 60 procentowe posiadanie piłki zwycięstwa się nie rozdaje. "Czerwone Diabły" mimo, krótkiego kontaktu z piłka, szanowali piłkę, starając się rozgrywać dynamiczne kontry, z którymi obrona Bayernu miała problem. Nastała w końcu 58 minuta (do tej pory źle mi się kojarzy po zeszłorocznym meczu z Realem) i rzut rożny dla United. Rooney ustawia piłkę w narożniku i szykuje się do dośrodkowania. To musi być "ten moment". Futbolówka zmierza w pole karne Bawarczyków, a tam popis daje Kapitan. Piłka ląduje w siatce po główce Vidicia. Euforia. Szaleństwo, w końcu bramka! Uwierzcie mi, jak przeważnie siedzę u siebie w kanciapie w pełnym skupieniu oglądając mecz, tym razem przebiegłam przez całe mieszkanie w radości, takiej jak sama bym tę bramkę zdobyła (wyglądało to komicznie). Druga połowa wyglądała o wiele lepiej w wykonaniu United, szkoda, że tylko przez 10 minut mogłam się cieszyć prowadzeniem. Błąd w kryciu i Bastian Schweinsteiger zdobywa wyrównującego gola. O postawie obrony nie mogę powiedzieć nic złego i mam nadzieję, że podobnie powiem po 9 kwietnia. Trzymamy mocno kciuki!

Allianz Arena czeka, a my, kibice Manchesteru United wierzymy, że nasi ulubieńcy mogą dokonać czego wielkiego i pokonać tam gospodarzy. Przyznam, brak awansu United będzie cholernie bolesny i rozczarowujący. Nie ma nawet co zestawiać, trzeba zagrać swoje i awansować, a brak Schweinsteigera oraz Martineza niczego nam nie gwarantuje. Nadzieja jest zawsze, a "Czerwone Diabły" dały Nam jej jeszcze więcej w ostatnim meczu. Nie skreślajcie nas.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję, za opinię.