wtorek, 18 marca 2014

FULL TIME: Gościnne United, jedenastki za free

Manchester United przegrywa z Liverpoolem 0-3. "Derby i dramat" - jak to określili redaktorzy oficjalnej strony klubu i trudno się tu z nimi nie zgodzić. Kolejny raz próbować pisać o tych samych błędach popełnionych przez naszych graczy i szukać usprawiedliwień, po prostu brakuje sił. Jednak jest kilka kwestii, które chciałam poruszyć. Ma być bez litości? To będzie bez litości, więc zapnijcie pasy. 



Na wstępie zaznaczam, że nie mam zamiaru obwiniać tu tylko i wyłącznie sędziego (chociaż decyzje jego były absurdalne) oraz mieć tzw. "bólu dupy", bo przyznać trzeba, że Liverpool był po prostu lepszy (ciężko mi się to piszę, ale taka jest prawda). Nawet bez podyktowania rzutów karnych, na pewno byli by wstanie zdobyć bramki i tak zrobili (czyt. Suarez). Fakt, jestem sfrustrowana (powstrzymam się już od przekleństw, których wystarczająco nadużyłam, emocje opadły) tym meczem, postawą zawodników i tym co się wyprawia w Klubie (myślę, że dodanie statystyk jest zbędne). Na "poprawę" humoru.


Manchester United zdobył tyle punktów u siebie co Norwich (21) i ma o jeden więcej niż Palace. Strzelili tyle goli w domu co Fulham (18).

Nie będę nawet poruszać tematu naszego pseudo stylu, bo najzwyczajniej nie ma sensu. Wszyscy widzimy co się dzieje na boisku. Chaos. Ciągłe posyłanie długich piłek na skrzydła i dośrodkowania, dośrodkowania, z których nic nie idzie wykorzystać. Uwierzcie nie wiem jak skomentować ten mecz a nie chcę poświęcać całego wpisu na to jak "nie znoszę Liverpoolu". Dodam tylko, że niektórzy całują kamery, a inni puchary. 

Trzy karne podyktowane gościom na Old Trafford. Totalna abstrakcja, rzecz nie do pomyślenia. Obawiałam się, że Liverpool'owi może zostać w tym spotkaniu podyktowany rzut karny, ale żeby AŻ TRZY. Pierwsza jedenastka (ręka Rafaela) zarówno jak i druga (faul Jonesa), nie mam zastrzeżeń. To co sędzia zrobił podczas trzeciej sytuacji w polu karnym, odbiera mowę.  Szkoda mi Vidicia, z powodu tego jak szybko jego ostatni mecz przeciwko "The Reds" się skończył i to jeszcze w jaki sposób. Sturridge dał popis, swoich "umiejętności". Brakowało tego by Vidić rzucił się na Anglika, a był tego bliski.  "He comes from Serbia, He'll F*ckin murder ya".

David De Gea i wspaniała interwencja ratująca United przed wynikiem 0-4. Hiszpan jest  po prostu niesamowity i cieszy fakt, że szykowany jest nowy kontrakt dla niego. Tak utalentowanego bramkarza nie można stracić. Do innych klubów, zwłaszcza tych z Hiszpanii, ŁAPY PRECZ OD NIEGO.

Kolejny mecz, kolejne rozczarowanie i niestety, ale kolejne wątpliwości co do Davida Moyesa jako menadżera Manchesteru United (za wczas prawda?). Naprawdę moja pewność i wiara w niego zaczynają słabnąć, co osobiście mnie bardzo boli, bo z całego serca życzę mu jak najlepiej, ale dobro Klubu nade wszystko. Ciągle powtarzam sobie by dać mu czas, że wszytko się ułoży, ale do jasnej cholery nie ma żadnych efektów. Jednak pisanie, że pobicie rekordu z podyktowaniem trzech karnych w meczu na Old Trafford to wina Moyesa, to największy absurd jaki przeczytałam. Mimo wszystko "I'll stand by David Moyes". Jestem nienormalna? Może, ale jestem również przekonania, że skreślić go będzie można po następnym sezonie jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie chociaż w małym stopniu. Musi popracować nad charyzmą i rozmową z mediami to raz. Dwa, mam do niego żal odnośnie Kagawy. Japończyk pokazał się z dobrej strony w meczu z West Brom i bardzo liczyłam, że wystąpi od początku spotkania, a van Persie/Januzaj usiądzie na ławce. Dlatego rozczarowały (wku..rzyły) mnie zbyt późne zmiany i wprowadzenie Cleverly'a zamiast kreatywnego Kagawy. To był idealny mecz, aby Japończyk mógł się wykazać. Shinji, życzę ci jak najlepiej i dla twojego dobra, uciekaj z Manchesteru by ratować swoją karierę (przykre). 

Chyba wszystkie negatywne emocje zostały już wystukane przez klawiaturę, więc czas na pozytywy. Zapytacie może, "Ale co było pozytywnego w tym meczu?". Nie co, a kto. Kibice. 
Zespół zawiódł, ale ci PRAWDZIWI kibice pokazali klasę. Mimo, że ostatnimi czasy doping na Old Trafford jest nijaki (o ile w ogóle jest), to mimo starty 0-2, dalej mogliśmy usłyszeć śpiewy (nawet "We'll stand by David Moyes"). Wierzyli, wspierali swoją drużynę. "Diabły", chyba należy się rekompensata w środę, czy nie mam racji?

Ogólnie mecz rozczarował. Walka toczyła się w środku pola, akcje United były nijakie w porównaniu do Liverpoolu, ale nawet goście nie pokazali się z ich najlepszej strony. Cieszę się, że nie byliśmy skazani na "Taniec" Sturridge'a. Porażkę z "The Reds" jestem w stanie przeboleć, ale pod warunkiem, że "Czerwone Diabły" w środę pokonują Olympiakos więcej niż 2-0. Obawiam się starcia z Grekami i pogrzebania całej nadziei jakie jeszcze we mnie została, ale wierzymy i jeszcze raz wierzymy! "Co nieco przed meczem" o Olympiakosie nie pojawi się (problemy ze sprzętem oraz brak czasu), ale pracuję nad pewnym reportażem.. Jeśli Was to interesuje i dalej wytrwaliście z moimi wpisami, pozostańcie w niepewności. 




0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, za opinię.