piątek, 21 marca 2014

FULL TIME: Powrót do żywych


Istne piekło! Manchester United pokonuje na Old Trafford Olympiakos 3-0 (Hat-trick Man - Robin van Per(fect)sie)! "Czerwone Diabły" zdołały odrobić dwu-bramkową stratę z pierwszego meczu (Moja Wielka Grecka Tragedia), co części kibicom wydawało się wręcz niemożliwe z obecną formą drużyny. Mecz sezonu? Mam nadzieję, że jest dopiero przed nami, a w tym czasie zapraszam do "krótkiej" analizy wczorajszego meczu.


Z dużym dystansem do postawy zawodników w tym meczu. Obawiam się, że zbyt pochopne wychwalanie, po raz kolejny spowoduje spadek formy,a zresztą, należą im się brawa. Dawno tak nie zniszczyłam sobie gardła (chyba, że wliczamy w to setki przekleństw jakie poleciały w niedzielnym meczu) z radości. Krzyki, owacje, euforia i różne dziwne wygibasy na dźwięk końcowego gwizdka, który symbolizował upragniony AWANS. To był poniekąd "ten" Manchester United. Z charakterem, walczący do końca oraz pewny swego. Zacznijmy od samego początku.  


Dokładnie na 50 minut przed spotkaniem po Twitterze krążyły już wersje wyjściowej jedenastki, która miała odrobić dwu-bramkową stratę i wywalczyć awans do ćwierćfinału. Kibice "Czerwonych Diabłów" w większości stawiali na występ od pierwszych minut  Fellainiego, Kagawy, Welbecka, Naniego/Januzaja, podczas gdy van Persie miał w ich mniemaniu zasiąść na ławce (przyznaję, również tego chciałam zważając na słabe występy Holendra). Nastała ta chwila, nazwiska są już znane:



De Gea |Rafael, Jones, Ferdinand, Evra| Valencia, Carrick, Giggs, Welbeck| Rooney, van Persie



Po zobaczeniu nazwisk takich jak: Ferdinand, Valencia, Giggs pomyślałam, "Czy my faktycznie chcemy to wygrać i awansować czy lepiej odpaść na tym etapie, nie kompromitując się z Topową drużyną dalej."  Zwątpiłam w tamtym momencie, autentycznie. Uważałam, że Moyes sam chce sobie tym składem strzelić w stopę i naprawdę bardzo się cieszę, że się myliłam. Niepozorna jedenastka prawda? Skoro zawodziły te "najlepsze możliwe składy" to co można było myśleć o tym. Wolny Giggs, drewniany Valencia i niepewny w obronie Rio, tak kojarzyli mi się wyżej wymienieni w ich ostatnich występach. Zwracam honor, jednak spójrzmy prawdzie w oczy, z dużo lepszą drużyną, a jest ich osiem, tak kolorowo może nie być. Dystans i wiara, a przede wszystkim nasze BELIEVE!





Olympiakos od początku meczu chciał sprawić wrażenie drużyny silniejszej, pewnie zmierzającej po awans. Grecy grali dobry dla oka futbol zagrażając swoimi akcjami "Czerwonym Diabłom". Większość strzałów nie zmierzała w światło bramki, a gdy już tak było na straży stał Super Dave. Rozmawiając z kibicami innych drużyn (nie tylko angielskich) część mówiła, że mieliśmy szczęście (ono też  jest potrzebne w piłce  z tego co wiem, ale fakt jestem tylko dziewczyną...). Jeśli synonimem tego słowa jest nazwisko De Gea to w porządku. Czyli jeśli jakiś zawodnik ma umiejętności, jest w formie, daje z siebie wszystko to to jest "fuks", tak?  Bardzo ciekawy sposób rozumowania, nie ma co. I tak źle i tak nie dobrze. Wracając. Rozpływam się na widok każdej znakomitej interwencji Hiszpana, których było multum. De Gea ma przed sobą świetlaną przyszłość (oczywiście na Old Trafford). Klasa światowa. Po prostu KLASA ŚWIATOWA. Popis umiejętności Dave'a, dzięki któremu wciąż byliśmy w grze. Powtórzę jeszcze raz: KONTRAKT DLA DAVIDA A RESZTA ŁAPY PRECZ!


Oprócz doskonałych parad naszego utalentowanego bramkarza, uratowała nas przed stratą bramki nieskuteczność przeciwników. Manchester był groźniejszy pod względem celności strzałów w światło bramki, jednak kontry Olympiakosu wielokrotnie przyprawiały mnie o zawał serca. Obrona zdała test na ocenę dobrą. Niektóre interwencje Jonesa wołały o pomstę do nieba (zwłaszcza krótkie podania we własnym polu karnym podczas ataków gości). Natomiast Rio spisał się dużo lepiej niż w pierwszym meczu co jest zdecydowanie na plus. Ze spokojem wybijał i blokował piłki. Niestety w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Evra z powodu nagromadzenia żółtych kartek nie wystąpi. 


Ryan Giggs, padam do twych stóp. Kolejny raz pokazujesz, że nie ważne ile ma się lat, ważne na ile się czujesz, a tu spokojnie mogę powiedzieć, że na dwadzieścia. "Młodziak" kontrolował środkową strefę boiska wypracowując swoim cudownym długim podaniem do Rooneya, bramkę wyrównującą i to na kilka sekund przed przerwą. Było kilka sytuacji po których chwytałam się za głowę, obawiając się o szybką kontrę Olympiakosu, jednak Giggs jeszcze raz pokazał charakter. Niesamowity gracz, LEGENDA. Czterdzieści lat na karku, a mimo wszystko w meczu o stawkę potrafi pomóc drużynie jak się tylko da i wywiązuje się bardzo dobrze. Ostatni tak dobry mecz Walijczyka kojarzę w rewanżowym spotkaniu z Bayerem Leverkusen. Mechanizm doskonałej gry Ryana polega chyba na tym, by naładować przez X spotkań baterie, by w kluczowym momencie zagrać w wyjściowej jedenastce i pokazać swoją niezaprzeczalną klasę. Cieszę się, że się myliłam, ale jest mi przykro,  że miałam wątpliwości co do doświadczenia Giggsa. 



Bardziej niż w Ryana zwątpiłam w Valencię. Jak można było wystawić Ekwadorczyka na tak ważny mecz, który mimo szybkości jakiej posiada, łatwo potrafi stracić piłkę, czasem spowalniają grę, a przede wszystkim jego "cudowne" dośrodkowania, które najczęściej trafiają w część ciała rywala, bądź jakimś cudem lądują na rzut rożny. Znowu się przejechałam. Antonio może nie zagrał jakoś znakomicie, ale ogromnie zaimponował mi swoją postawą. Wyobrażacie sobie by grać z napuchniętym prawy okiem oraz zdając się tylko na lewe w tym wypadku? Stawiam, że większość graczy by zeszła z boiska. Valencia jak się okazuje grał dobrze, mając ograniczoną widoczność na jedno oko. Ekwadorczyk wykonał swoje zadanie, posyłając kilka piłek prostopadle w pole karne, atakując prawą stronę szybkimi sprintami oraz znakomicie współpracując z Rafaelem. Obaj rozruszali prawe skrzydło.  

Zastanawiam się czy Danny znowu łapie formę, czy on po prostu uwielbia rozgrywać znakomite mecze w Lidze Mistrzów. Ta lekkość i graca oraz drybling, robią wrażenie. Welbeck dalej się rozwija, a stawianie na niego przynosiło już wielokrotnie korzyści drużynie. Anglik zagrał dobry mecz na lewym skrzydle, mieszając obrońcom Olympiakosu przed jak i w polu karnym. Wywalczył rzut wolny, po otrzymaniu prostopadłej piłki, która prawie umożliwiła mu sytuację "sam na sam" z bramkarzem. 



Czas na jednego z bohaterów spotkania. O kim mowa, na pewno wiecie. Robin van Persie. Jemu również jestem winna przeprosiny (zwłaszcza za Kłopotliwego Hollendra). Klasa to jednak klasa. Uzasadniłam swoje obawy i dlaczego nie chciałam by zagrał od pierwszych minut, ale dziękuję i to bardzo, że Moyes nie szedł moim tokiem myślenia. Obawiałam się w jakiej dyspozycji jest Robin. Ciarki i gęsia skórka jaką miałam w momencie, gdy ustawiał piłkę w miejscu wykonywania jedenastek, stres oraz próby zamknięcia oczu na czas strzału. Jest! Prowadzimy 1-0 czas atakować dalej. Powiedzmy wprost, od tego karnego zależało wszystko. Czy bylibyśmy w ćwierćfinale, gdyby coś poszło "nie tak"? Po co gdybać, jesteśmy i już! Holender rozegrał jedno z lepszych spotkań, jak nie najlepsze (w końcu hat-trick man). Było widać wiarę, chęć walki i ogromną motywację w Robinie, która przełożyła się pozytywnie na cały zespół. Nareszcie zaczęło iskrzyć między nim i Waynem o czym świadczy asysta Anglika przy golu wyrównującym oraz pomysłowe rozegranie rzutu wolnego po faulu na Welbecku, które ostatecznie dało końcowy wynik. Stare dobre "Deadly Duo" powoli wraca.  Zobaczyliśmy cząstkę van Persiego z sezonu 2012/13. Obawiałam się, że jeśli United zdobędą drugą bramkę, osiądą na laurach, cofając się do obrony, na szczęście tak nie było. Atakowali dalej. Styl dalej był nijaki, ale charakter i upartość zawodników zadecydowała o wszystkim.  Holender wracający do formy, United w ćwierćfinale, zbyt piękne by mogło trwać długo. Pod koniec meczu, gdy "Czerwone Diabły" kontrolowały spotkanie, mając rzut z autu na połowie rywala doszło do nieszczęścia. Mocne wejście zawodnika Olympiakosu w van Persiego, spowodowało, że musiał opuścić mecz w finałowej fazie na noszach. David Moyes przyznał, że kontuzja najwyraźniej nie jest groźna, tylko nieprzyjemnie wyglądała. 

Embedded image permalinkRównież Rooney zaliczył świetny występ posyłając z 28 podań, 20 celnych! Anglik zaliczył w meczu asystę po długim podaniu od Giggsa. Wayne troił się i dwoił wspomagając defensywę jak i pomoc. Prawdziwy walczak!




Idealną decyzją było wprowadzenie Fellainiego, który doskonale marnował czas pod polem karnym rywali, wywalczając rzuty rożne. Radość, nerwy, adrenalina. Tyle lat oglądałam mecze United i to tej pory, gdy przegrywają trzęsę się jak osika. Dziwię się, że nie mam jeszcze podpiętego respiratora. Jeśli uważacie, że Wasze życie jest nudne, brak w nim emocji, polecam kibicowanie "Czerwonym Diabłom" co się z tym wiąże, oglądając mecze. Luźna propozycja, w którą trzeba się "wciągnć

Wyróżniłam zawodników, którzy wnieśli bardzo dużo by sprawić, że "niemożliwe stało się możliwe", ale przed nami dużo gorsze starcia. Jednak, cała drużyna zasłużyła na wielkie brawa, za ogólną postawę, a zwłaszcza David Moyes za taktykę (krążyły nawet wersje, że to Ferguson ją narzucił - teorie spiskowe). Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, idziemy dalej. Manchester United nie ma nic do stracenia, a na tym etapie, nawet drużyny teoretycznie słabe, mogą zaskoczyć. "Czerwone Diabły" nie są w gronie faworytów, więc każda mocniejsza drużyna, będzie chciała trafić właśnie na nich. Nie są pod presją, a jestem przekonana, że podopieczni Moyesa mogą namieszać i pozytywnie zaskoczyć swoich kibiców. 







0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dziękuję, za opinię.