Jeden krok w przód, dwa (w tym wypadku trzy) kroki w tył. Kolejny raz, po drobnej serii zwycięstw i w miarę ładnej gry, wracamy do punktu wyjścia (i tak w kółko). Odwrócenie o 180 stopni w porównaniu z ostatnimi spotkaniami (Olympiakos, West Ham). Różnica poziomu między tymi drużynami nie wymaga argumentowania, jednak mecze te dały nadzieję, że Manchester United wreszcie zmierza w dobrym kierunku. Gdzie tam. Ale, dość już o przykrościach (dlatego daruję sobie podsumowanie meczu). W ramach akcji, pewne słowa wstępu do dalszych refleksji: "Cześć, jestem fanką Manchesteru United i jestem z tego dumna, nie wstydzę się"!
Bo czego ma się każdy szanujący siebie kibic "Czerwonych Diabłów" wstydzić? Miłości do klubu, z którym jest na dobre i na złe (jeśli tak, to tam są drzwi)? Prawda, że słabe wyniki i postawa zawodników z każdym kolejnym meczem sprawiają, że chcę by ten sezon skończył się jak najszybciej, ale utwierdzają mnie jak bardzo zależy mi na United oraz umacniają moją dumę. Dumę, tak. Żyjemy w czasach gdzie słowo "kibicowanie" straciło na swoim znaczeniu. Nie kibicujesz klubowi, bo czujesz pewną więź z nim i utożsamiasz się w pewnym stopniu z charakterem drużyny. Najczęściej jest tak, że "lubimy" jakąś drużynę, bo to jest modne, bo są obecnie najlepsi. Gdy już zaczynają się problemy, klęski jak kleszcz zmieniamy na lepszego żywiciela, który znów przez pewien okres będzie żywił nas zwycięstwami, naśmiewając się ze słabeuszy, którzy przegrywają kolejny mecz. Gdzie uczucia, sentyment?
Z tego powodu, uważam, że sezon ten, robi niesamowity odsiew, pozbywając się "plastikowych fanów", pozostawiając prawdziwych KIBICÓW, ale też tworząc podział. "Zjednoczeni" obecnie są podzieleni na dwie przeciwne grupy. Jedna wyznająca "MoyesIn", druga zaś "MoyesOut". Uważam wciąż, że ma dostać czas i pokazać czy faktycznie jest "The Choosen One" czy po prostu pomyłką sir Alexa Ferugsona. Robienie akcji typu "samolocik i napis "Wrong Moyes" jeszcze bardziej może podkopać morale drużyny, które już wystarczająco znajdują się na beznadziejnym poziomie. Zamiast dołować się jeszcze bardziej, nie lepiej zrobić akcję "We stand by our Club"? Wstyd. Jest kilka rzeczy w Moyesie, które mnie osobiście irytują (zwłaszcza wywiady), ale ten człowiek po fali takiej krytyki i upokorzeń, na pewno zyska siłę. Ten sezon to jedno wielkie nieporozumienie, ale daje wszystkim lekcje pokory. Przyznaję, mam minimalne wątpliwości (które niestety rosną), ale nadziei i wiary dodaje mi "Futbol, cholera jasna!". Mała rada David. Zacznij się DRZEĆ na zawodników tak jak ten pan:
Różnie bywa w życiu, podobnie jest w piłce nożnej. Raz jest się na szczycie, raz na dnie i to od nas zależy czy zdecydujemy się podnieść i walczyć o swoje. Kryzys dopadnie prędzej czy później każdego z nas (dotyczy to również topowych drużyn), nie da się tego uniknąć niestety (może nawet i stety, gdyby wszystko układało się zgodnie po naszej myśli, życie stałoby się nudne), ale pokonując go, zyskujemy cenne doświadczenie oraz siłę. Tak bywało wielokrotnie w ciężkiej, ale uwieńczonej w triumfy i momenty radości historii Manchesteru United. Nie zależnie od trudności sytuacji, Klub, zawsze, powtarzam, zawsze wracał ze zdwojoną siłą i w tej kwestii nigdy nic się nie zmieni. United mają mentalność zwycięzców, która została wystawiona w tym sezonie na próbę, ale, która da im głód i pragnienie na zwycięstwa w przyszłych sezonach.
Bardzo podobała mi się wypowiedź Roy'a Keane'a, który znany ze swojego niewyparzonego języka, uważa, że "Czerwone Diabły" odniosą z Moyesem sukces. Co ja Wam będę mówić, przeczytajcie:
"Piłka się zmienia i nic nie jest wiecznie. Ludzie nie mają za grosz cierpliwości czasami kiedy jedna jednostka się złamie zaczynają za nią płynąć całe masy. Uważam, że Manchester United powróci do prawidłowego stanu na czele z Davidem Moyesem. Na to potrzeba czasu. On na to zasługuje, myślę, że pól letnich transferach i zmianach w zespole wszystko powróci do normy. Każdy inny szkoleniowiec zrezygnował by po sezonie."
Kończąc, całe pseudo-orędzie, powiem to jeszcze raz, "Jestem dumna z bycia kibicem Manchesteru United i cokolwiek by się nie działo zawszę będę". Drużyna ta, nauczyła mnie ogromu rzeczy, dając radość, triumf, łzy, na zawsze zmieniając moje życie. Manchester United to nie tylko Klub Piłkarski, to wartość życiowa dla jego prawdziwych kibiców.
A już jutro Manchester United vs Aston Villa. Niestety (może i stety) nie dane mi będzie obejrzeć meczu. Come on United!
Jeszcze kilka lat lat temu, właśnie taka była reakcja większości polskich kibiców drużyn spoza Anglii, którzy otwarcie przyznawali, że nie wiedzieli o istnieniu Manchesteru City, ale nie tylko oni nie zdawali sobie z tego sprawy. Mimo zmian, jakie miały miejsce w ostatnich latach w ekipie "Obywateli", które (nie oszukujmy się) pozwoliły im znaleźć się w czołówce tabeli, derby Manchesteru od samego początku ich istnienia, cechowały się nieustanną walką i zaciętością. Po emocjonującym niedzielnym El Clasico, przychodzi pora na 150 ligową bitwę czerwonej części Manchesteru z niebieską (wszyscy wiemy, że Manchester był, jest i będzie czerwony).
LEKCJA HISTORII - POŁĄCZENI PRZEZ MIASTO, PORÓŻNIENI PRZEZ SUKCESY
Kiedy dowiedziałam się o Manchesterze City? W 2006 roku, gdy zaczęłam grać w Fifę 07. wybrałam United jako główną drużynę, którą zamierzałam grać w każdym trybie gry. Mecz testowy "Kick Off". Nagle dostrzegam po lewej stronie błękitny strój i obcy herb. Kojarzyłam w tamtym czasie większość angielskich drużyn, ale ta była dla mnie nowością. Potem już tylko zdarzyło mi się przeczytać w "Bravo Sport" o projekcie "Manchester City". W moim osobistym odczuciu lekcja historii związana z City jest nie na miejscu. Dlaczego? Nie zamierzam ukrywać mojej niechęci do tego klubu, już nawet nie przez wzgląd, że są rywalami United, a przez sposób w jaki zaczęli się liczyć w czołówce. Sposób, złe określenie. "Pomoc" jaką otrzymali od dobrodusznych arabskich przyjaciół (coś na podgrzanie atmosfery). Powód jest prosty, dla mnie City to sztuczny klub. Jednak, nie należy zapominać, że w przeszłości posiadali wspaniałych piłkarzy, czego przykładem jest nasz Kaziu Deyna oraz należy wspomnieć o ich pomocy w czasie gdy Old Trafford zostało zbombardowane.
POCZĄTKI "THE CITIZENS"
Manchester City powstał w 1880 roku pod nazwą St. Marks (West Gorton). Jednym z założycieli była Anna Connell, córka proboszcza kościoła pod patronem św. Marka w dzielnicy Gorton oraz dwóch strażników z tego kościoła, którzy zarazem byli pracownikami pobliskiej huty (Manchester był obszarem przemysłowym). W 1887 roku klub zaczął grać na nowym stadionie położonym w dystrykcie Ardwick, który znajdował się na wschód od centrum miasta. By odzwierciedlić przeprowadzkę nazwa została zmieniona na Ardwick A.F.C. Pod tą nazwą dołączyli w 1892 roku do Football League jako jedni z założyciele i uczestnicy Second Division. Manchester City oficjalnie po raz trzeci zmienił nazwę w sezonie 1893/1894 z powodu problemów finansowych, które doprowadził do zmian organizacji w klubie.
PIERWSZE DERBY
Początkowo mecze rozgrywane były w ramach spotkań towarzyskich oraz lokalnych turniejów. Pierwsze nieoficjalne spotkanie odbyło się 12 listopada 1881 roku, na obiekcie drużyny Newton Heath (Manchester United). "The Heathens" pokonali West Gorton (Manchester City) 3-0 (a teraz wszyscy razem, kto rządzi w Manchesterze?). Obie drużyny zmierzyły się po raz pierwszy w meczu ligowym 3 listopada 1894 roku (dwa lata wcześniej Newton Heath spadł do drugiej ligi). Spotkanie odbyło się na Hyde Road, przy obecności 14 tysięcy kibiców. Goście pokonali Ardwick 2:5, a cztery bramki dla "The Heathens" zdobył Richard Smith (zdobył on również pierwszego oficjalnego derbowego gola). Do tej pory nikt nie powtórzył jego osiągnięcia. Swoje pierwsze derbowe zwycięstwo Manchester City odniósł w grudniu 1895 roku pokonując Newton Heath 2:1. Tuż przed przerwą w tym meczu został podyktowany pierwszy rzut karny w historii derbów, dla "The Heathens", który jednak nie został wykorzystany.
DLACZEGO CITY JEST BARDZIEJ LUBIANYM KLUBEM W MANCHESTERZE?
Cofnijmy się do samego początku. Newton Heat był klubem typowo robotniczym, czyli jak to się mówi z niższej półki, podczas gdy St. Marks, był drużyną miastowych. W miarę upływu lat to właśnie późniejsze United zaczynało odnosić sukcesy, rosnąc na potęgę Anglii, a następnie Europy. Spotkało się to z dużą nienawiścią mieszkańców w stronę utytułowanego klubu, który wygrywał wszystko bo mogło być do wygrania, przyciągając tym samym grono zagranicznych kibiców do Manchesteru. City swego czasu było ligowym średniakiem (w roku 2000 spadli do Championship) przez co nie przyciągało takiej uwagi co United. Obecnie "Obywatele" starają się dogonić swoich sąsiadów (powodzenia),a transfery nowych zawodników oraz ostatnie sukcesy jeszcze bardziej dzielą Manchester. By sprawdzić liczę zwolenników czerwonej i niebieskiej strony przeprowadzona została ankieta przez Manchester Evening News.
TERAŹNIEJSZOŚĆ
Manchester City obecnie jest drużyną grającą przyjazny dla oka futbol, nastawiony na grę ofensywną. W obecnym sezonie są jedną z drużyn, która ma na swoim koncie najwięcej zdobytych goli (wyżej jest tylko Liverpool). Pellegrini wykonuję znakomita robotę w klubie, czyniąc z "Obywateli" faworytów do zdobycia tytułu.
POPRZEDNI MECZ - 22 WRZEŚNIA 2013
Żenada, nędza, rozczarowanie, złość i przepiękny rzut wolny. Najchętniej wymazałabym ten mecz z pamięci, a raczej drugą połowę tego spotkania, którą miałam "przyjemność" oglądać po minimalnym spóźnieniu. Już po zobaczeniu składu nie nastawiałam się na cuda, w dodatku van Persie nie mógł grać z powodu kontuzji. Okropne uczucie, gdy człowiek wraca do domu na tak ważny mecz i widzi, że jego drużyna już zdążyła stracić dwie bramki. Zero zaangażowania, walki, chęci (za często używam tych słów, ma nadzieję, że dziś tak nie będzie) ze strony graczy United. Tylko Wayne Rooney w pełni oddawał serce na boisku i zdecydowanie nie zasłużył by być w drużynie przegranej. Na osłodę zdobył przepięknego gola z rzutu wolnego. Klasa. To nie tak miało być. Zwłaszcza, że przed tym meczem, "Czerwone Diabły" zagrały fenomenalnie przeciwko Bayerowi Leverkusen (no co, w końcu Bundesliga). Po pierwszej połowie jak to chyba w zwyczaju ma każdy fan United, liczyło się na "Come Back". Gdzie tam. Nie minęła nawet minuta od rozpoczęcia drugiej połowy, a wynik był już 3-0. Końcowy wynik 4-1.
POCZYNANIA W LIDZE
Manchester City jest wymagającym przeciwnikiem, jednak jak najbardziej do ogrania. Kluczowe zadanie będzie należeć do środkowych pomocników, by zgarniać podania od Toure. United powinni być przygotowani na szybkie wyprowadzanie kontr i na równie szybkie powroty pod własne pole karne. "Obywatele" wygrali 7 ze swoich 14 meczy wyjazdowych, przegrywając 4 razy. Zdobyli 28 goli, tracąc tym samym 18 bramek.
Ogromny test przed podopiecznymi Davida Moyesa, a nie ma nic lepszego na uczczenie 150 Ligowych Derbów, niż zwycięstwo. City spróbuje wszystkiego by wygrać i zdobyć 3 punkty, które pomogą im w wyścigu o mistrzostwo, natomiast United będą chcieli zrekompensować się kibicom za fatalny sezon, pokonując gości. Wszyscy liczymy na wspaniałe widowisko i na zwycięstwo United. Moja predykcja: 2-1 dla United, chociaż przyznaję, liczę na więcej ze strony "Czerwonych Diabłów". Pamiętajcie, MANCHESTER JEST CZERWONY! Bitwa o godzinie 20:45!
źródła: Manchester Eveing News, ManchesterCity.com ManchesterUnited.com
Rozmyślając nad tytułem do podsumowania meczu, przypomniał mi się film "Bend it like a Beckham" co w tłumaczeniu na nasz ojczysty język znaczy "Podkręć jak Beckham". Przeprowadziłam banalny zabieg zmieniając na słowo "uderz" (miałam ogromną ochotę dodać pewne wulgaryzmy określające rakietę jaką posłał Rooney do bramki, ale kultura to kultura). Fabuła filmu nie ma nic wspólnego z tym co Becks jak i Wazza ustrzelili dla Manchesteru United, jednak chciałam nadać tytułowi drugie dno, zobaczycie zaraz sami. Przenieśmy się w czasie do pamiętnej bramki Davida, by następnie przeanalizować spotkanie z West Ham.
Mamy 10 sierpnia 1996 roku, czyli pierwszy dzień nowego sezonu Premier League. Na Selhurst Park Wimbledon podejmuje Manchester United. Goście przystępują do ataku w od pierwszych minut, jednak do siatki udaje im się trafić dopiero w 25 minucie dzięki Cantonie. To nie wystarczyło i w 58 minucie wynik powyższa Denis Irwin. Mecz zbliża się ku końcowi, a gospodarze próbują przedostać się w pole karne Manchesteru United. Atak nie dochodzi do skutku i "Czerwone Diabły" zaczynają rozgrywać piłkę. Brian McClair podaje do Beckhama. Jest 90 minuta, Anglik widzi oddalonego od swojej bramki bramkarza i z połowy boiska uderza. Futbolówka leci, leci, leci, zmierza prosto do bramki a tam nie jest w stanie sięgnąć jej Neil Sullivan i jest gol! Przyjezdni kibice United szaleją z radości, a sam Beckham z dumą uśmiecha się po przepięknym strzale. Fenomenalny gol Beckhama ustanawia wynik, tym samym stając się bramką zdobytą z najdalszej odległości w historii Premier League. Ciekawostką jest, że David Beckham otrzymał koszulkę z numerem 10, którą nosił sam Mark Hughes i właśnie z tym numerem zdobył tę bramkę.
Wracamy do teraźniejszości. Po przybliżeniu historii, po prawie 18 latach, pewien Anglik, również z numerem 10 na plecach, zdobywa podobną bramkę, (jednak tym razem po uderzeniu z woleja), drużynie, której nazwa też zaczyna się na literę "W"(taki drobny szczegół), z niemal identycznej sytuacji. Przypadek? Nie sądzę! Historia lubi się powtarzać. W dodatku spotkanie to na trybunach oglądał sam Becks, z niedowierzaniem patrząc na gola Rooneya. Serce się raduje na widok Davida na meczach Manchsteru United.
Nie sądziłam, że piłki posłanej od Younga w stronę Wazzy, nie sięgnie obrońca West Hamu, James Tomikns, który swoim wzrostem przewyższał naszego napastnika. United przejęli piłkę mając miejsca, a miejsca w środkowe strefie. Z lewej strony na wolne pole wybiegał Mata. Wystarczyło jedno podanie by wyprowadzić szybką kontrę, ale Rooney zaryzykował i oddał strzał z pierwszej piłki. W momencie gdy Rooney uderzył, pomyślałam sobie, że jak zwykle pewnie nie trafi (wcześniejsze próby podobnych goli były fiaskiem), ale piłka zmierzała w dobrym kierunku w dodatku myląc bramkarza West Hamu. Szczęka mi opadła. Udało się! Nareszcie się udało! Po tylu próbach! Co za bramka, co za bramka! Absolutnie już w ciemno mówię, BRAMKA SEZONU. Długo po tym golu, oglądałam jeszcze powtórki, by móc nacieszyć się tym cudeńkiem, całkowicie zapominając co się dzieje na boisku.
Manchester United (nie będę się bała użyć tego słowa), grał znakomicie. Szybkie wymiany podań między zawodnikami, zwłaszcza Kagawą i Matą, którzy rozumieli się doskonale. Dobre rozrzucenie gry z lewej na prawą stronę boiska, na której "szalał" Young. Ashley nie zachwyca i mimo, że go szanuję, jestem za tym by opuścił Manchester United tego lata. Bezsensowne wybicia piłki, łatwe straty, czy to są umiejętności na miarę klubu jakim jest Manchester United? Nie. Mogę się nawet założyć, że gdyby w drugiej połowie na boisku pojawił się Nani, nasza gra kombinacyjna była by jeszcze lepsza, ale to już tylko luźne gdybanie.
West Ham momentami nie wiedział co się dzieje. Słaby pressing ze strony gości umożliwił dobre i spokojne rozprowadzanie akcji. Były momenty, w których "The Hammers" mogli zdobyć bramkę honorową, jednak ich nieskuteczność oraz w dużej mierze obrona (z Carrickiem i Jonesem w rolach głównych) i znakomity Fellaini przesądziły o wszystkim. Belg z każdym kolejnym meczem pokazuje "hejterom", że mimo, iż jego aklimatyzacja w drużynie nie była natychmiastowa, gdy już tak się stanie nie ma sobie równych. Fellaini miał dwie okazje na zdobycie gola, przy których miał wielkiego pecha, jednak zasłużył na bardzo wysokie noty za ten mecz. Jego rajd z piłką, który mógł się zakończyć bramką by fantastyczny, jednak od swojej pierwszej bramki w Manchesterze United powstrzymał go obrońca West Ham, który w kluczowym momencie zablokował strzał w polu karnym. Błędem, wielkim błędem będzie brak Afro w meczu przeciwko City i Bayernowi.
Spokój i opanowanie z jakim Fletcher rozgrywał piłki, naprawdę budziło zachwyt. Szkot po powrocie do gry, zaczyna łapać wiatr w żagle, a jego usługi będą bardzo potrzebne w najbliższej przyszłości. Bardzo dobrze dogadywał się z Afro, tworząc mocny duet w środku pola.
Nadzieja lewej obrony, gracz od którego w meczu z Bayernem Monachium będzie zależeć bardzo dużo, Alex Buttner, dał znak Davidowi Moyesowi, że jest w stanie podołać wyzwaniu i zastąpić Evrę. Holender bardzo dobrze radził sobie w defensywie jak i w ofensywnych akcjach, pokazując parę swoich tricków. Jednak nie ma co porównywać West Hamu do Bayernu. Wszystko zależy od Alexa, a chłopak ma potencjał. Uwielbiam Rafaela, ale musi trzymać nerwy na wodzy. jeszcze tego brakuje by przeciwko City nie zagrał
Bardzo, ale to bardzo żałuję, że zarówno Kagawa jak i Mata nie zdobyli wczoraj bramki. Mieli idealne okazje, w dodatku obaj zaliczyliby sobie nawzajem po asyście. Shinji jeśli faktycznie chce grać w pierwszym składzie (a zasługuje na to) musi stu-procentowe okazje wykorzystywać. Co do Hiszpana, w każdym meczu pokazuje klasę, doprowadzając mnie do zachwytu swoją gracją i lekkością. Wystarczy popatrzeć na wykaz podań w tym meczu. Tylko 3 nie celne podania. Mata znakomicie potrafi uruchomić swoim podaniem zawodników, tak było w przypadku Kagawy, który zagrał na lewym skrzydle. Para Hiszpan i Japończyk, oczarowała mnie bardzo i liczę na kolejne występy oraz popisy tej dwójki.
Drużyna wykonała swoje zdanie, zdobywając trzy punkty. Z ciekawostek, mimo tak marnego sezonu, Manchester United, jest najlepiej grającą drużyną na wyjeździe w lidze. Przegraliśmy tylko z Liverpoolem, Manchesterem City, Chelsea i Stoke City, czyli z trzema drużynami z czołówki. Marne pocieszenie, ale zawsze coś. Każdemu miłośnikowi "Czerwonych Diabłów" z przyjemnością oglądało się wczorajszy mecz, a apetyt rósł w miarę jedzenia. Wynik skromny, 0-2 przy ogromie akcji po których powinny paść co najmniej 3 bramki. Przeciwnik mało wymagający, ale wynik cieszy, zwłaszcza, że Rooney z dobrobytem 212 goli awansował w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii klubu na trzecie miejsce! Przed nim są już tylko Denis Law (237) i sir Bobby Charlton (249). Czy uda mu się pobić rekord Charltona? Trzymam kciuki!
Niby o wszystkim a o niczym. Kolejny raz "Czerwone Diabły" mnie zaskoczyły i pojawiło się światełko w tunelu. Wiara w Moyesa dalej jest i nie mam zamiaru nikogo jeszcze wychwalać, bo na to przyjdzie pora. Dwa ostatnie mecze pokazały lepszą drużynę, jednak przeciwnikami nie były topowe zespoły, co nie zmienia faktu, że zawzięte United to najlepsze United. Najlepsze dopiero przed nami, a nadchodzące ciężkie starcia z rywalami z najwyższej półki, pokażą czy Manchester United potrafi grać z charakterem. Bardzo cieszy mnie fakt, że nie jesteśmy faworytami w trzech ważnych starciach (City, Bayern, Bayern), co ściąga z nas presje. Krytyka tylko dodaje mi wiary, że United jeszcze mogą zaskoczyć. Kontuzja van Persiego to wielka strata (jednak jego nieobecność umożliwiła grę Juanowi na typowej "dziesiątce" i Kagawie na skrzydle, co wniosło dużo świeżości w naszą grę), ale mam nadzieję, że dostaniemy coś w zamian. Do gry wraca Nani. Nie ważne co się stanie, nie możemy odpuścić. United nie mają absolutnie nic do stracenia.
A już we wtorek Derbowe spotkanie z Manchesterem City. Wczujcie się w klimat dzięki filmikowi promującemu prosto od Manchu!
Po niedzielnym ligowym meczu z Liverpoolem (Gościnne United), Manchester United zmierzy się z West Ham United na Boleyn Ground. Po niechlubnej przegranej z odwiecznym rywalem, podopieczni Moyesa nastawieni są tylko i wyłącznie na zwycięstwo nad "The Hammers". Faworytem w tym meczu są oczywiście "Czerwone Diabły", jednak czy gospodarze mogą zagrozić im na tyle, by zremisować a nawet wygrać? Premier League już nie jeden raz pokazała swą nieprzewidywalność, ale czy United mimo słabej dyspozycji mogą przegrać?
LEKCJA HISTORII - WEST HAM UNITED
Klub powstał w 1895 roku w Londynie pod nazwą Thames Ironworks Football Club. Początkowa nazwa "Młotów" wzięła się z tego faktu, że działali przy hucie żelaza nad Tamizą. Thames Ironworks F.C. występował w London League zajmując pierwsze miejsce w sezonie 1897/1898, po czym dołączyli również do rozgrywek Southern League. Była to tak zwana Druga Dywizja (zajęli pierwsze miejsce w sezonie 1898/1899). Oficjalnie nazwa została zmieniona w lipcu 1900 roku ( na dwa lat przed zmianą Newton Heath na Manchester United) na skutek zmian w statusie firmy, która nie była już w stanie dłużej finansować klubu. W czerwcu Thames Ironworks F.C. musiał wycofać się z rozgrywek Southern League. Miesiąc później, do życia powołano West Ham United Football Club. Dyrektorem generalnym oraz menadżerem został Syd King, a cztery lata później siedzibę klubu przeniesiono na Boleyn Ground, gdzie obecnie West Ham rozgrywa swoje mecze. Mimo, że klub nie był już związany z Thames Ironworks to w potocznym języku wciąż występował jako "Irons" lub "The Hammers". Przez wiele dekad udało się zachować model klubu "klasy robotniczej". Historycy uważają, że klub powstał na pozostałościach upadającego wówczas Old Castle Swifts. Powstał on w 1892 roku wskutek złożonego wniosku przezDonald'a Currie (był właścicielem firmy Castle Shipping Line). Ciekawostką jest fakt, że gdy w sezonie 1892/1893 pokonali Barking Woodville w ramach rozgrywekWest Ham Charity Cup, medal otrzymał tylko kapitan Castle Swifts. Powodem dla, którego inni gracze nie otrzymali pamiątkowego medalu, były problemy terminowe zleceniobiorcy. Władze z Comeford z Komitetu Pucharu, oznajmiły, że zostaną one przyznane graczom, jednak dopiero gdy zostaną one wykonane. W okresie II Wojny światowej West Ham był pierwszym triumfatorem w "War Cup", było to w roku 1940. Dotychczas najlepszym wynikiem klubu było trzecie miejsce w tabeli ligowej, który został zanotowany w 1986 roku.
POWIĄZANIA - WEST HAM I MANCHESTER UNITED
Rio Ferdinand, swoją piłkarską karierę rozpoczynał w akademii West Ham. Seniorskiej drużynie "Młotów" rozegrał swój pierwszy mecz w 1996 roku. Wystąpił w sumie w 127 spotkaniach zdobywając dwie bramki. W 2000 roku przeszedł do drużyny Leeds United, by za dwa lata trafić do ich największego rywala jakim jest Manchester United za rekordową wówczas kwotę dla klubu 30 milionów funtów, stając się najdroższym obrońcą w historii futbolu.
Michael Carrick, przed dołączeniem z Tottenhamu Hotspur do Manchesteru United, swoją piłkarską przygodę rozpoczynał podobnie jak Rio, w szkółce West Ham. Spędził tam pięć lat (1999-2004), występując w 136 meczach oraz zdobywając 6 bramek.
Ravel Morrison, wychowanek akademii Manchesteru United. Do młodzieżowej drużyny dołączył w 2009 roku. Wystąpił w trzech meczach League Cup w latach 2010-2012. Zawodnik zmagał się z wieloma problemami pozaboiskowymi, decydując się w 2012 roku opuścić Old Trafford. Sir Alex Ferguson pozwalając odejść Morrisonowi, powiedział menadżerowi "Młotów" Samowi Allardyce'owi, że Ravel jest świetnym piłkarzem, jednak musi opuścić Manchester by zacząć nowe życie. Obecnie przebywa na wypożyczeniu w Queens Park Rangers.
ŁEB W ŁEB
Rozegranych spotkań ogółem:127
Zwycięstwa Manchesteru United: 59
Zwycięstwa West Ham: 42
Remisy: 26
Rozegrane mecze w Lidze:35
Zwycięstwa Manchesteru United: 23
Zwycięstwa West Ham: 4
Remisy: 8
Robin van Persie - Z powodu kontuzji doznanej w meczu z Olympiakosem, Holender będzie pauzował od czterech do sześciu tygodni. Ogromne osłabienie dla Manchesteru, zważając na bardzo napięty grafik i dobrą dyspozycję Robina, który ostatnio zdobył hat-tricka.
Wayne Rooneyzdobył 9 bramek w ostatnich 13 występach przeciwko West Ham United.
POCZYNANIA W LIDZE
Obecnie West Ham United znajduje się na dwunastym miejscu w tabeli Premier League. Jeśli dziś gospodarzom udałoby się jakimś cudem pokonać Manchester United, a Hull City przegrałby z West Brom, "Młoty" mogły by się znaleźć na jedenastym miejscu. Z 14 rozegranych na własnym stadionie spotkań, West Ham wygrał tylko, a może aż 5, przegrywając 6 razy oraz remisując 3 razy. Łącznie na Boleyn Ground zdobyli 18 punktów. Najwięcej goli strzelili w końcowych minutach ( w sumie mają ich zdobytych dwadzieścia), w czym jeden z rzutu karnego. West Ham stracił dotychczas dwadzieścia bramek (najwięcej popełnili w granicach trzydziestej minuty oraz w końcówkach spotkań). "The Hammers" pokonali u siebie ostatnio drużyny takie jak Swansea (2-0), Southampton (3-1), Norwich (2-0). Ostatni raz na własnym stadionie ulegli w styczniu przeciwko Newcaslte (1-3). By przerwać dobrą passę gospodarzy, United muszą rozgrywać swoje akcje po skrzydłach, posyłając piłki na długi słupek lub dośrodkowywać po ziemi. West Ham lubi zagęszczać środek pola karnego, odpuszczając krycie w bocznych strefach swojej obrony. Ataki rozprowadzają najczęściej środkiem boiska, posyłając piłki na prawą stronę pola karnego przeciwnika, tworząc wtedy najgroźniejsze akcje. Problemem West Ham są dośrodkowania i strzały głową, które przeważnie nie lecą w światło bramki lub są za słabe dla bramkarza.
Manchester United rozegrał fantastycznie końcówkę grudnia. Zwycięstwo nad West Ham 3-1 było przypieczętowaniem bardzo dobrej formy Dannego Welbecka. "Czerwone Diabły" szukały swoich okazji, stwarzając wielokrotnie zagrożenie pod bramką gości. Wynik otworzył w 26 minucie Welbeck po dwójkowej akcji z Rooney'em. Dziesięc minut później w polu karnym gościom namieszał Adnan Januzaj zdobywając drugą bramkę w tym meczu oraz swoją trzecią w seniorskiej drużynie Manchesteru United. W drugiej połowie wynik ustalił Ashley Young, pięknym strzałem z pierwszej piłki i znowu po podaniu od Rooney'a. Adrian był bez szans. West Ham był bezbarwny, ale szukał swoich okazji. Taka nadarzyła się w 81 minucie. Obrona United przysnęła przy prostopadłym podaniu do Carltona Cola, który wykorzystał sytuację "sam na sam" z De Geą. Wielka szkoda, że w takich sposób Manchester stracił bramkę, zważając na doskonałą okazję do zachowania czystego konta. Wynik ten poprawił humor kibiców drużyny z Old Trafford, którzy od kilku tygodni zmagali się z ciągłymi wpadkami takimi jak przegrane mecze z Evertonem i Newcastle na własnym stadionie.
Mecz przeciwko West Ham może być doskonałą okazją do sprawdzenia formacji ofensywnej Kagawa - Januzaj - Mata - Rooney, jednak znając Davida Moyesa mogę być przekonana, że zamiast Japończyka zobaczymy Welbecka. Konieczne są eksperymenty, zważając na kontuzję van Persiego oraz zbliżających się wielkimi krokami DERBÓW MANCHESTERU. Zwycięstwo United powinno być oczywistością, jednak wolę dmuchać na zimne i nie skreślać West Hamu w walce. Mój typ, 0-2 dla "Czerwonych Diabłów", siły trzeba oszczędzać, jednak nie ustępować nikomu.
*** Wciąż nie posiadam mojej maszyny. Wpis zostanie z edytowany ***
Istne piekło! Manchester United pokonuje na Old Trafford Olympiakos 3-0 (Hat-trick Man - Robin van Per(fect)sie)! "Czerwone Diabły" zdołały odrobić dwu-bramkową stratę z pierwszego meczu (Moja Wielka Grecka Tragedia), co części kibicom wydawało się wręcz niemożliwe z obecną formą drużyny. Mecz sezonu? Mam nadzieję, że jest dopiero przed nami, a w tym czasie zapraszam do "krótkiej" analizy wczorajszego meczu.
Z dużym dystansem do postawy zawodników w tym meczu. Obawiam się, że zbyt pochopne wychwalanie, po raz kolejny spowoduje spadek formy,a zresztą, należą im się brawa. Dawno tak nie zniszczyłam sobie gardła (chyba, że wliczamy w to setki przekleństw jakie poleciały w niedzielnym meczu) z radości. Krzyki, owacje, euforia i różne dziwne wygibasy na dźwięk końcowego gwizdka, który symbolizował upragnionyAWANS. To był poniekąd "ten" Manchester United. Z charakterem, walczący do końca oraz pewny swego. Zacznijmy od samego początku.
Dokładnie na 50 minut przed spotkaniem po Twitterze krążyły już wersje wyjściowej jedenastki, która miała odrobić dwu-bramkową stratę i wywalczyć awans do ćwierćfinału. Kibice "Czerwonych Diabłów" w większości stawiali na występ od pierwszych minut Fellainiego, Kagawy, Welbecka, Naniego/Januzaja, podczas gdy van Persie miał w ich mniemaniu zasiąść na ławce (przyznaję, również tego chciałam zważając na słabe występy Holendra). Nastała ta chwila, nazwiska są już znane:
De Gea |Rafael, Jones, Ferdinand, Evra| Valencia, Carrick, Giggs, Welbeck| Rooney, van Persie
Po zobaczeniu nazwisk takich jak: Ferdinand, Valencia, Giggs pomyślałam, "Czy my faktycznie chcemy to wygrać i awansować czy lepiej odpaść na tym etapie, nie kompromitując się z Topową drużyną dalej." Zwątpiłam w tamtym momencie, autentycznie. Uważałam, że Moyes sam chce sobie tym składem strzelić w stopę i naprawdę bardzo się cieszę, że się myliłam. Niepozorna jedenastka prawda? Skoro zawodziły te "najlepsze możliwe składy" to co można było myśleć o tym. Wolny Giggs, drewniany Valencia i niepewny w obronie Rio, tak kojarzyli mi się wyżej wymienieni w ich ostatnich występach. Zwracam honor, jednak spójrzmy prawdzie w oczy, z dużo lepszą drużyną, a jest ich osiem, tak kolorowo może nie być. Dystans i wiara, a przede wszystkim nasze BELIEVE!
Olympiakos od początku meczu chciał sprawić wrażenie drużyny silniejszej, pewnie zmierzającej po awans. Grecy grali dobry dla oka futbol zagrażając swoimi akcjami "Czerwonym Diabłom". Większość strzałów nie zmierzała w światło bramki, a gdy już tak było na straży stał Super Dave. Rozmawiając z kibicami innych drużyn (nie tylko angielskich) część mówiła, że mieliśmy szczęście (ono też jest potrzebne w piłce z tego co wiem, ale fakt jestem tylko dziewczyną...). Jeśli synonimem tego słowa jest nazwisko De Gea to w porządku. Czyli jeśli jakiś zawodnik ma umiejętności, jest w formie, daje z siebie wszystko to to jest "fuks", tak? Bardzo ciekawy sposób rozumowania, nie ma co. I tak źle i tak nie dobrze. Wracając. Rozpływam się na widok każdej znakomitej interwencji Hiszpana, których było multum. De Gea ma przed sobą świetlaną przyszłość (oczywiście na Old Trafford). Klasa światowa. Po prostu KLASA ŚWIATOWA. Popis umiejętności Dave'a, dzięki któremu wciąż byliśmy w grze. Powtórzę jeszcze raz: KONTRAKT DLA DAVIDA A RESZTA ŁAPY PRECZ!
Oprócz doskonałych parad naszego utalentowanego bramkarza, uratowała nas przed stratą bramki nieskuteczność przeciwników. Manchester był groźniejszy pod względem celności strzałów w światło bramki, jednak kontry Olympiakosu wielokrotnie przyprawiały mnie o zawał serca. Obrona zdała test na ocenę dobrą. Niektóre interwencje Jonesa wołały o pomstę do nieba (zwłaszcza krótkie podania we własnym polu karnym podczas ataków gości). Natomiast Rio spisał się dużo lepiej niż w pierwszym meczu co jest zdecydowanie na plus. Ze spokojem wybijał i blokował piłki. Niestety w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Evra z powodu nagromadzenia żółtych kartek nie wystąpi.
Ryan Giggs, padam do twych stóp. Kolejny raz pokazujesz, że nie ważne ile ma się lat, ważne na ile się czujesz, a tu spokojnie mogę powiedzieć, że na dwadzieścia. "Młodziak" kontrolował środkową strefę boiska wypracowując swoim cudownym długim podaniem do Rooneya, bramkę wyrównującą i to na kilka sekund przed przerwą. Było kilka sytuacji po których chwytałam się za głowę, obawiając się o szybką kontrę Olympiakosu, jednak Giggs jeszcze raz pokazał charakter. Niesamowity gracz, LEGENDA. Czterdzieści lat na karku, a mimo wszystko w meczu o stawkę potrafi pomóc drużynie jak się tylko da i wywiązuje się bardzo dobrze. Ostatni tak dobry mecz Walijczyka kojarzę w rewanżowym spotkaniu z Bayerem Leverkusen. Mechanizm doskonałej gry Ryana polega chyba na tym, by naładować przez X spotkań baterie, by w kluczowym momencie zagrać w wyjściowej jedenastce i pokazać swoją niezaprzeczalną klasę. Cieszę się, że się myliłam, ale jest mi przykro, że miałam wątpliwości co do doświadczenia Giggsa.
Bardziej niż w Ryana zwątpiłam w Valencię. Jak można było wystawić Ekwadorczyka na tak ważny mecz, który mimo szybkości jakiej posiada, łatwo potrafi stracić piłkę, czasem spowalniają grę, a przede wszystkim jego "cudowne" dośrodkowania, które najczęściej trafiają w część ciała rywala, bądź jakimś cudem lądują na rzut rożny. Znowu się przejechałam. Antonio może nie zagrał jakoś znakomicie, ale ogromnie zaimponował mi swoją postawą. Wyobrażacie sobie by grać z napuchniętym prawy okiem oraz zdając się tylko na lewe w tym wypadku? Stawiam, że większość graczy by zeszła z boiska. Valencia jak się okazuje grał dobrze, mając ograniczoną widoczność na jedno oko. Ekwadorczyk wykonał swoje zadanie, posyłając kilka piłek prostopadle w pole karne, atakując prawą stronę szybkimi sprintami oraz znakomicie współpracując z Rafaelem. Obaj rozruszali prawe skrzydło.
Zastanawiam się czy Danny znowu łapie formę, czy on po prostu uwielbia rozgrywać znakomite mecze w Lidze Mistrzów. Ta lekkość i graca oraz drybling, robią wrażenie. Welbeck dalej się rozwija, a stawianie na niego przynosiło już wielokrotnie korzyści drużynie. Anglik zagrał dobry mecz na lewym skrzydle, mieszając obrońcom Olympiakosu przed jak i w polu karnym. Wywalczył rzut wolny, po otrzymaniu prostopadłej piłki, która prawie umożliwiła mu sytuację "sam na sam" z bramkarzem.
Czas na jednego z bohaterów spotkania. O kim mowa, na pewno wiecie. Robin van Persie. Jemu również jestem winna przeprosiny (zwłaszcza za Kłopotliwego Hollendra). Klasa to jednak klasa. Uzasadniłam swoje obawy i dlaczego nie chciałam by zagrał od pierwszych minut, ale dziękuję i to bardzo, że Moyes nie szedł moim tokiem myślenia. Obawiałam się w jakiej dyspozycji jest Robin. Ciarki i gęsia skórka jaką miałam w momencie, gdy ustawiał piłkę w miejscu wykonywania jedenastek, stres oraz próby zamknięcia oczu na czas strzału. Jest! Prowadzimy 1-0 czas atakować dalej. Powiedzmy wprost, od tego karnego zależało wszystko. Czy bylibyśmy w ćwierćfinale, gdyby coś poszło "nie tak"? Po co gdybać, jesteśmy i już! Holender rozegrał jedno z lepszych spotkań, jak nie najlepsze (w końcu hat-trick man). Było widać wiarę, chęć walki i ogromną motywację w Robinie, która przełożyła się pozytywnie na cały zespół. Nareszcie zaczęło iskrzyć między nim i Waynem o czym świadczy asysta Anglika przy golu wyrównującym oraz pomysłowe rozegranie rzutu wolnego po faulu na Welbecku, które ostatecznie dało końcowy wynik. Stare dobre "Deadly Duo" powoli wraca. Zobaczyliśmy cząstkę van Persiego z sezonu 2012/13. Obawiałam się, że jeśli United zdobędą drugą bramkę, osiądą na laurach, cofając się do obrony, na szczęście tak nie było. Atakowali dalej. Styl dalej był nijaki, ale charakter i upartość zawodników zadecydowała o wszystkim. Holender wracający do formy, United w ćwierćfinale, zbyt piękne by mogło trwać długo. Pod koniec meczu, gdy "Czerwone Diabły" kontrolowały spotkanie, mając rzut z autu na połowie rywala doszło do nieszczęścia. Mocne wejście zawodnika Olympiakosu w van Persiego, spowodowało, że musiał opuścić mecz w finałowej fazie na noszach. David Moyes przyznał, że kontuzja najwyraźniej nie jest groźna, tylko nieprzyjemnie wyglądała.
Również Rooney zaliczył świetny występ posyłając z 28 podań, 20 celnych! Anglik zaliczył w meczu asystę po długim podaniu od Giggsa. Wayne troił się i dwoił wspomagając defensywę jak i pomoc. Prawdziwy walczak!
Idealną decyzją było wprowadzenie Fellainiego, który doskonale marnował czas pod polem karnym rywali, wywalczając rzuty rożne. Radość, nerwy, adrenalina. Tyle lat oglądałam mecze United i to tej pory, gdy przegrywają trzęsę się jak osika. Dziwię się, że nie mam jeszcze podpiętego respiratora. Jeśli uważacie, że Wasze życie jest nudne, brak w nim emocji, polecam kibicowanie "Czerwonym Diabłom" co się z tym wiąże, oglądając mecze. Luźna propozycja, w którą trzeba się "wciągnć" Wyróżniłam zawodników, którzy wnieśli bardzo dużo by sprawić, że "niemożliwe stało się możliwe", ale przed nami dużo gorsze starcia. Jednak, cała drużyna zasłużyła na wielkie brawa, za ogólną postawę, a zwłaszcza David Moyes za taktykę (krążyły nawet wersje, że to Ferguson ją narzucił - teorie spiskowe). Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, idziemy dalej. Manchester United nie ma nic do stracenia, a na tym etapie, nawet drużyny teoretycznie słabe, mogą zaskoczyć. "Czerwone Diabły" nie są w gronie faworytów, więc każda mocniejsza drużyna, będzie chciała trafić właśnie na nich. Nie są pod presją, a jestem przekonana, że podopieczni Moyesa mogą namieszać i pozytywnie zaskoczyć swoich kibiców.
Manchester United przegrywa z Liverpoolem 0-3. "Derby i dramat" - jak to określili redaktorzy oficjalnej strony klubu i trudno się tu z nimi nie zgodzić. Kolejny raz próbować pisać o tych samych błędach popełnionych przez naszych graczy i szukać usprawiedliwień, po prostu brakuje sił. Jednak jest kilka kwestii, które chciałam poruszyć. Ma być bez litości? To będzie bez litości, więc zapnijcie pasy.
Na wstępie zaznaczam, że nie mam zamiaru obwiniać tu tylko i wyłącznie sędziego (chociaż decyzje jego były absurdalne) oraz mieć tzw. "bólu dupy", bo przyznać trzeba, że Liverpool był po prostu lepszy (ciężko mi się to piszę, ale taka jest prawda). Nawet bez podyktowania rzutów karnych, na pewno byli by wstanie zdobyć bramki i tak zrobili (czyt. Suarez). Fakt, jestem sfrustrowana (powstrzymam się już od przekleństw, których wystarczająco nadużyłam, emocje opadły) tym meczem, postawą zawodników i tym co się wyprawia w Klubie (myślę, że dodanie statystyk jest zbędne). Na "poprawę" humoru.
Manchester United zdobył tyle punktów u siebie co Norwich (21) i ma o jeden więcej niż Palace. Strzelili tyle goli w domu co Fulham (18).
Nie będę nawet poruszać tematu naszego pseudo stylu, bo najzwyczajniej nie ma sensu. Wszyscy widzimy co się dzieje na boisku. Chaos. Ciągłe posyłanie długich piłek na skrzydła i dośrodkowania, dośrodkowania, z których nic nie idzie wykorzystać. Uwierzcie nie wiem jak skomentować ten mecz a nie chcę poświęcać całego wpisu na to jak "nie znoszę Liverpoolu". Dodam tylko, że niektórzy całują kamery, a inni puchary.
Trzy karne podyktowane gościom na Old Trafford. Totalna abstrakcja, rzecz nie do pomyślenia. Obawiałam się, że Liverpool'owi może zostać w tym spotkaniu podyktowany rzut karny, ale żeby AŻ TRZY. Pierwsza jedenastka (ręka Rafaela) zarówno jak i druga (faul Jonesa), nie mam zastrzeżeń. To co sędzia zrobił podczas trzeciej sytuacji w polu karnym, odbiera mowę. Szkoda mi Vidicia, z powodu tego jak szybko jego ostatni mecz przeciwko "The Reds" się skończył i to jeszcze w jaki sposób. Sturridge dał popis, swoich "umiejętności". Brakowało tego by Vidić rzucił się na Anglika, a był tego bliski. "He comes from Serbia, He'll F*ckin murder ya".
Kolejny mecz, kolejne rozczarowanie i niestety, ale kolejne wątpliwości co do Davida Moyesa jako menadżera Manchesteru United (za wczas prawda?). Naprawdę moja pewność i wiara w niego zaczynają słabnąć, co osobiście mnie bardzo boli, bo z całego serca życzę mu jak najlepiej, ale dobro Klubu nade wszystko. Ciągle powtarzam sobie by dać mu czas, że wszytko się ułoży, ale do jasnej cholery nie ma żadnych efektów. Jednak pisanie, że pobicie rekordu z podyktowaniem trzech karnych w meczu na Old Trafford to wina Moyesa, to największy absurd jaki przeczytałam. Mimo wszystko "I'll stand by David Moyes". Jestem nienormalna? Może, ale jestem również przekonania, że skreślić go będzie można po następnym sezonie jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie chociaż w małym stopniu. Musi popracować nad charyzmą i rozmową z mediami to raz. Dwa, mam do niego żal odnośnie Kagawy. Japończyk pokazał się z dobrej strony w meczu z West Brom i bardzo liczyłam, że wystąpi od początku spotkania, a van Persie/Januzaj usiądzie na ławce. Dlatego rozczarowały (wku..rzyły) mnie zbyt późne zmiany i wprowadzenie Cleverly'a zamiast kreatywnego Kagawy. To był idealny mecz, aby Japończyk mógł się wykazać. Shinji, życzę ci jak najlepiej i dla twojego dobra, uciekaj z Manchesteru by ratować swoją karierę (przykre).
Chyba wszystkie negatywne emocje zostały już wystukane przez klawiaturę, więc czas na pozytywy. Zapytacie może, "Ale co było pozytywnego w tym meczu?". Nie co, a kto. Kibice.
Zespół zawiódł, ale ci PRAWDZIWI kibice pokazali klasę. Mimo, że ostatnimi czasy doping na Old Trafford jest nijaki (o ile w ogóle jest), to mimo starty 0-2, dalej mogliśmy usłyszeć śpiewy (nawet "We'll stand by David Moyes"). Wierzyli, wspierali swoją drużynę. "Diabły", chyba należy się rekompensata w środę, czy nie mam racji?
Ogólnie mecz rozczarował. Walka toczyła się w środku pola, akcje United były nijakie w porównaniu do Liverpoolu, ale nawet goście nie pokazali się z ich najlepszej strony. Cieszę się, że nie byliśmy skazani na "Taniec" Sturridge'a. Porażkę z "The Reds" jestem w stanie przeboleć, ale pod warunkiem, że "Czerwone Diabły" w środę pokonują Olympiakos więcej niż 2-0. Obawiam się starcia z Grekami i pogrzebania całej nadziei jakie jeszcze we mnie została, ale wierzymy i jeszcze raz wierzymy! "Co nieco przed meczem" o Olympiakosie nie pojawi się (problemy ze sprzętem oraz brak czasu), ale pracuję nad pewnym reportażem.. Jeśli Was to interesuje i dalej wytrwaliście z moimi wpisami, pozostańcie w niepewności.